wtorek, 19 września 2017

Tata piłkarzy, czyli przeżyjmy to jeszcze raz

Całkiem niedawno mój pierwszy syn rozpoczynał swoją przygodę z piłką. Był rok 2012, a ja byłem kompletnie niedoświadczonym sportowo rodzicem. Nie wiedziałem co to jest liga Żaka, Orlika, Młodzika. Nie wiedziałem dlaczego trenerzy dzielą dzieci na grupy mocniejsze i słabsze, nie wiedziałem praktycznie nic. Wiedziałem natomiast, że piłka nożna jest pięknym sportem, który pomoże mojemu synowi stać się lepszym człowiekiem.

W 2012 oglądaliśmy w telewizji występy reprezentacji Polski podczas Euro, po ulicach naszego miasta chodzili przebrani w kolorowe stroje kibice, a ja w piłkarskim świecie poruszałem się tak trochę jak we mgle, ufając instynktowi rodzica i doświadczeniu trenerów. Na bocznych boiskach Zawiszy biegali chłopcy, którzy obecnie grają w pierwszych składach kilku bydgoskich drużyn w roczniku 2007. 


W tamtym czasie, podczas treningów docierało do mnie zbyt wiele bodźców. Liczyło się to, że mój syn właśnie teraz gra w piłkę, być może strzeli bramkę, że ładnie wykonał ćwiczenie. Byłem rodzicem, który koncentrując się na bieżącej sytuacji, nie potrafił spojrzeć na długofalowy proces rozwoju zawodnika z dystansu. Widziałem natomiast pewien rodzaj spokoju u rodziców, którzy mieli także starsze dzieci i na nasze treningi przychodzili z dużo większym luzem niż ja. Oni już wtedy wiedzieli, że za kilka lat z siedemdziesięciu kilku małych piłkarzy zostanie mniej niż połowa, a do wieku juniorskiego przetrwa zaledwie kilkunastu.

W 2012 roku na świat przyszło także sporo chłopców, którzy obecnie, we wrześniu 2017 jako pięciolatkowie rozpoczynają swoją karierę piłkarską ;)

Do takiego piłkarskiego przedszkola fordońskiej Wisełki dołączył właśnie mój młodszy syn, a ja zaczynam przygodę z dziecięcą piłką po raz drugi, tym razem z dużym dystansem. Chociaż jest młodszy od kolegów z zajęć, postanowiłem spróbować już teraz oswoić go z piłką przez zabawę. Jesteśmy po pierwszych treningach, a tak naprawdę po pierwszych godzinach berków, wyścigów, slalomów i zbierania kamyczków :) Mały krok po kroku poznaje piękno tego sportu, a ja spokojnie siedzę sobie na ławeczce i zastanawiam się, czy podobnie jak starszy Okoń, mały także straci dla piłki głowę.

Jak sobie radzi malutki Okoń na pierwszych treningach? Póki co jest nieźle, jest bardzo grzeczny, wykonuje polecenia trenera, czasami uda mu się złapać w berku starszego kolegę, a jak trener ładnie poda to nawet wpadnie bramka w mini-meczyku :) Ma już na koncie aż trzy! ;) 

Zobacz także: SPIS TREŚCI

Jestem dobrej myśli, ale decyzję o kontynuowaniu zajęć podejmiemy dopiero za jakiś czas. Póki co, cieszę się, że dobrze się bawi goniąc się z kolegami po boisku. Nie ma chyba niczego fajniejszego dla taty jak uśmiech na buzi malucha.

[ŁO, tata piłkarza], fot. Pixabay

Prześlij komentarz

Wpisz szukane słowo i wciśnij Enter