niedziela, 14 maja 2017

Piłkarska przyszłość jak skok ze spadochronem

Załóżmy, że nasze dziecko ma potencjał, lubi grać w piłkę, a jego rokujący talent potwierdzają trenerzy i wyniki jakie osiąga na turniejach. Stajemy przed decyzją, w jakim stopniu poświęcić się treningom piłkarskim, a w jakim nie oderwać się od rzeczywistości, bo przecież czytaliśmy nie raz o brutalnie złamanych karierach, kontuzjach i innych przykrych rzeczach, które stanęły na drodze do piłkarskiej przyszłości, wielu utalentowanym zawodnikom. Zastanówmy się nad trzema scenariuszami.

Scenariusz pierwszy, stawiamy wszystko na jedną kartę


Wzięliśmy sobie do serca stwierdzenie - "Rób coś dobrze, albo wcale". W tym scenariuszu jesteśmy przekonani, że nasze dziecko w przyszłości będzie piłkarzem. Począwszy od szkoły podstawowej, podporządkowujemy całe nasze życie treningom. Dziecko uczęszcza na zajęcia w klubie, na treningi dodatkowe, do Akademii Młodych Orłów, uprawia wspomagające sporty. Każdą wolną chwilę, czy to w ferie zimowe, czy w wakacje wypełniamy mu obozami i zajęciami piłkarskimi. Krok po kroku staje się naprawdę solidnym materiałem na piłkarza. W tym całym sportowym zamieszaniu, traktujemy szkołę nieco z dystansem, jako lekko uwierający dodatek do piłki.

W życiu bywa jednak różnie. Pierwsza możliwość jest taka, że wieloletnia praca przynosi pożądane rezultaty. Nasz syn staje się wspaniałym piłkarzem i wiemy, że podjęliśmy słuszną decyzję. Jesteśmy dumni, że mu wyszło. Jest też niestety druga możliwość. Podczas dorastania, nasz młody piłkarz nagle stwierdza, że piłka to nie to, że może jednak jakiś sport walki (znam taki przypadek), że już mu się nie chce, po co to wszystko. Inna smutna opcja, to kontuzja lub jakieś nieszczęśliwe zdarzenie losowe, wykluczające go z dalszej przygody z piłką (kilkoro moich znajomych). Przypominamy sobie, że nie mamy opcji B.

Scenariusz drugi, piłka na pół gwizdka


Widzimy potencjał u naszego dziecka, ale rozsądek bierze górę. Młody piłkarz nas przekonuje, że chce grać zawodowo, ale wiemy, że tylko nielicznym się to udaje. Nie chcemy mu jednak podciąć skrzydeł. Trenujemy w klubie, ale przede wszystkim stawiamy na naukę i zajęcia dodatkowe. Sytuacja komplikuje się, kiedy jedno z rodziców upiera się, że piłka nożna tylko przeszkadza w edukacji i priorytetowo traktuje np. uniwersytet dziecięcy, w dniu ligowych meczy. Po latach rozdarcia, mamy młodego zawodnika ze średnim przygotowaniem piłkarskim, ale zawodem w ręku. Jeśli taki zawodnik ma talent, to zdobyte umiejętności być może wystarczą mu, żeby zagrać na jakimś poziomie piłkarskim, kiedy już zaspokoi naukowe ambicje rodziców, ale często nie wystarczą, żeby wspiąć się wyżej. Jak to mawia jeden z moich znajomych "ilości godzin treningu w nogach nie oszukasz".

Scenariusz trzeci, kierujmy się rozsądkiem


Ta opcja jest mi zdecydowanie najbliższa. Tak naprawdę nie wiem, czy mój syn zostanie w przyszłości piłkarzem, prawnikiem, czy mechanikiem samochodowym. Wiem jednak, że muszę kierować się rozsądkiem i wzmacniać jego potencjał i talenty, które przejawia. Co to znaczy? Mówiąc wprost, staram się dużo rozmawiać z młodym, obserwuję w czym jest dobry i co sprawia mu radość. 

Kiedy miał trzy, cztery lata zauważyłem, że bardzo szybko zapamiętuje obrazki grając w "Memory". Postanowiliśmy z żoną wykorzystać tę umiejętność i zapisaliśmy go do przedszkola z grupą o profilu językowym. Okazało się, że szybko uczy się języka angielskiego. Po siedmiu latach nauki włączyliśmy mu godzinę niemieckiego w tygodniu, żeby się po prostu osłuchiwał z tym językiem. Całkiem podobnie wyglądała sprawa z piłką nożną. 

Kiedy Olek był mały, często bawił się piłką, bardzo dużo biegał i miał niespożyte pokłady energii. Naturalną decyzją było zapisanie go na zajęcia piłkarskie. Piłka nożna jest zdecydowanie jego największą pasją. Potrafi grać w nią całymi dniami. W ubiegły piątek grał z kolegami mecza w ramach zajęć W-F, potem grali godzinkę po szkole, następnie odwiedziliśmy rodzinkę w pobliskiej miejscowości, w której oczywiście wstąpiliśmy na orlika "żeby sobie trochę postrzelać". Młody zagrał tam trzy rundki w "Niemca" z chłopakami o dwa lata starszymi, następnie pojechaliśmy na trening klubowy, a po treningu, młody stwierdził, że nie zaprezentował się zbyt solidnie i uparł się, żeby pojechać jeszcze na innego orlika, tam przez kolejną godzinę grał w "Niemca", a na sam koniec zrobili z kolegami konkurs strzałów, aż do gwizdka oznaczającego zamknięcie boiska.

Jak sami widzicie, ma naturalną chęć do grania w piłkę, a ja widząc to, staram się mu pomagać jak mogę.

Zaraz, zaraz, a gdzie miejsce na szkołę i wyjście B? :)  Odpowiedź jest bardzo prosta, postawiliśmy na klasę piłkarską, w której treningi będą odbywały się w ramach zajęć szkolnych. Tym sposobem zyskamy wolne popołudnia, które będzie można jakoś rozsądnie zagospodarować. Młody w szkole zdecydowanie najbardziej lubi matematykę, do tego jak większość chłopaków w jego wieku uwielbia gry (znacie to prawda? ;)), dlatego spróbuję zainteresować go informatyką i podstawami kodowania. Jeśli mu kiedyś w piłce nie wyjdzie, to będzie miał wyjście B.


Czy to oznacza, że znalazłem złoty środek na zaplanowanie przyszłości swojego syna? Oczywiście, że nie! Nikt z nas nie może przewidzieć w stu procentach jak potoczą się jego losy. Jak wielokrotnie podkreślałem na tym blogu, nie ma idealnych rodziców, trenerów, ani zawodników. Jesteśmy tylko ludźmi, uczącymi się na błędach. Na chwilę obecną nie wiem, czy droga którą idziemy jest właściwa. Jako zdobywający doświadczenie rodzic, mogę tylko kierować się rozsądkiem i przeczuciem. Staram się to robić najlepiej jak potrafię, ale zdaję sobie sprawę, że mogę popełnić błąd. Na chwilę obecną MOCNO stawiamy na piłkę, mając z tyłu głowy, że jeśli coś nie wyjdzie musimy mieć opcję B. 


Moje podejście do planowania piłkarskiej przyszłości można porównać do skoku ze spadochronem. Robisz coś pozornie ryzykownego, ale zanim skoczysz, przygotowujesz się do tego perfekcyjnie. Nawet jeśli jesteś mistrzem świata w skokach, to i tak zawsze masz ze sobą zapasowy spadochron.


Mały piłkarz nie wie czy zostanie profesjonalistą, ale to zakłada i robi wszystko (wizualizuje sukces), żeby spełnić marzenia. Podobnie skoczek, jest przekonany że wyląduje, ale ma świadomość ryzyka i musi się zabezpieczyć dodatkowym sprzętem.

Jestem ciekawy jak jest w waszym przypadku? Napiszcie w komentarzach, chętnie przeczytam jeśli macie inny punkt widzenia.

[ŁO, tata piłkarza, fot. Pixbay]

Wpisz szukane słowo i wciśnij Enter